niedziela, 8 kwietnia 2012

5.

Nie myślałam o konsekwencjach. Co zresztą nie było żadną nowością, ja nigdy o tym nie myślałam. Po prostu wybiegłam z pracy i właśnie szybkim krokiem szłam przed siebie. Bez planu, bez nadziei, bez chęci. Na cokolwiek. Miałam błagać Spencera o zmianę praktykanta, a ostatecznie wyszłam po prostu z gmachu telewizji. Bez słowa. Przysiadłam na brzegu ławki wzdychając głęboko. Spojrzałam w niebo i przymknęłam oczy, próbując przygotować jakąś wymówkę dla pana Spencera. Naprawdę zależało mi na tej pracy i nie chciałam stracić jej w tak głupi sposób. Byłam wściekła na siebie. Jak zwykle zaczynam myśleć dopiero po fakcie. W jednej chwili poczułam jak na moje ciało, tak bardzo nic nie znaczące w tym cholernym wyścigu szczurów, zaczynają spadać pojedyncze krople deszczu. Otworzyłam oczy spoglądając w niebo, które coraz bardziej zaciągało się czarnymi chmurami, zwiastującymi prawdziwą ulewę, a to co właśnie na mnie spadało było tylko jej zapowiedzią.
-Dobrze się bawisz prawda? W ogóle mi nie pomagasz, tam u góry.- W tej chwili moja złość na otaczający mnie świat sięgała tego, że byłam zła na to, na co nie miałam żadnego wpływu. Chwyciłam nerwowo za torebkę i ruszyłam kierunku domu. Nie opłacało mi się już wracać do pracy, a pan Spencer zapewne właśnie był niesamowicie zajęty wystukiwaniem w swoim laptopie treści meila, traktującego o moim nieodpowiedzialnym zachowaniu, o tym, że mam już po premii a być może nawet po pracy. Pogodziłam się z myślą, tak samo, jak pogodziłam się z tym, że jestem skończona w oczach Matta, bo pewnie i tak dowiedział się już o mojej przygodzie z młodziutkim praktykantem.
-Kate, chcesz być chora? To nie jest letni deszczyk, mamy jesień.-uśmiechnęłam się przyjacielsko w kierunku Marka, mojego sąsiada, z którym moja kochana rodzicielka za wszelką cenę stara się mnie wyswatać. Szkoda było jednak jej energii, bo Mark kompletnie nie był facetem w moim typie. Z całą swoją opiekuńczością nadawał się na opiekuna kotków w schronisku dla zwierząt, a nie na faceta dla mnie. Pojawił się obok mnie nawet nie wiem kiedy i rozłożył nad moją wybuchającą głową kolorowy parasol.
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła.-zaśmiałam się pod nosem-Jesteś jak moja mama.-pokręciłam głową spoglądając przed siebie. Marzyłam o tym, by znaleźć się w swoim domu, wziąć gorącą, relaksującą kąpiel i położyć się spać ze wszystkimi dręczącymi mnie myślami. Jakiekolwiek towarzystwo nie było teraz tym, czego potrzebowałam.
-Być może, dlatego twoja mama tak bardzo mnie lubi. Nie powinnaś być w pracy?- Czułam na sobie jego pytający wzrok, wcale nie chciałam mu opowiadać całej historii, bo musiałabym zacząć od początku, a wcale mi się to nie podobało.
-Gdybym powinna, to bym tam była. - Wzruszyłam lekko ramieniem. –Nie musisz się tak o mnie martwić Mark. Jestem dorosła.
-Nie jesteś Kate, przestań się wciąż oszukiwać. Jesteśmy sąsiadami, więc siłą rzeczy obserwuję, jak marnujesz swoje życie. Uganiasz się za tym facetem, który ma Cię tylko i wyłącznie za kolejną naiwną dziewczynę, która jest dla niego gotowa na wszystko. Przez tego kolesia tracisz pracę, na której przecież tak bardzo Ci zależało, nie widzisz tego, co jest dookoła, nie doceniasz nikogo, bo wciąż jesteś ślepo w niego zapatrzona, Kate ty nie jesteś dorosła. Jesteś czymś w rodzaju naiwnego dziecka i zdesperowanej nastolatki… -Mark mówił dalej, a ja wciąż słuchałam go z wielkim zdziwieniem. W tym co mówił, było tyle słów prawdy, za które byłam mu wdzięczna… Rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam go, co zdecydowanie wprawiło go w zakłopotanie, bo objął mnie niepewnie ramieniem nie odzywając się już więcej.
-Dziękuję. Ktoś w końcu musiał mi to powiedzieć.-cmoknęłam go w policzek i pobiegłam schodami do swojego mieszkania. Byłam pełna nowej energii i wiary w swoje możliwości. Wiedziałam, że muszę zadzwonić do pana Spencera i wytłumaczyć swoje zachowanie, nie chciałam kręcić, zamierzałam powiedzieć mu prawdę. Czułam, że w końcu Matt staje mi się obojętny. Moje nowe życie zamierzałam zacząć od pracy nad samą sobą. Podeszłam do okna z komórką w ręku i spojrzałam na powoli rozjaśniające się niebo.
-Cofam to , co mówiłam w parku. –Uśmiechnęłam się w kierunku słońca, nieśmiało wychylającego się zza ciemnych chmur. Miałam wrażenie, że dzisiejsza pogoda tak bardzo symbolizuje moje życie, które w końcu zaczynało nabierać jakiegoś sensu. W moim życiu również zaczynało pojawiać się słońce, i to za sprawą Marka, który pozwolił mi spojrzeć na siebie z dystansem.
Wybierałam właśnie numer szefa, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zamierzałam podziękować Markowi i porozmawiać z nim szczerze, ale nie spodziewałam się, że będzie mu się do tego tak spieszyło. Otworzyłam drzwi spodziewając się za nimi właśnie mojego sąsiada i owszem zobaczyłam go, ale tylko kątem oka. Widziałam jak Mark wchodzi po schodach do swojego mieszkania. Był rozczarowany i chyba nawet wiedziałam dlaczego. W moich drzwiach stał właśnie pewny siebie Matt. To naprawdę nie było zależne ode mnie, ale uśmiechnęłam się do niego uroczo, tak jak nigdy nie uśmiechałam się do Marka i wiedziałam, że to, między innymi zarzucał mi w swojej moralizatorskiej gadce przed blokiem.
-Wydaje mi się, że masz mi coś do wyjaśnienia, panienko Cervantes. -Matt starał się naśladować gruby głos pana Spencera.
-Wyjaśnię panu wszystko , co chciałby pan wiedzieć. –otworzyłam szeroko drzwi wpuszczając go do środka. Matt miał w sobie zdecydowanie to coś , co sprawiało, że totalnie przy nim miękłam. Mogłam postanowić sobie co tylko chciałam, ale kiedy on pojawiał się w okolicy… Zapomniałam nawet o Marku, o którym jeszcze przed sekundą zaczynałam myśleć w innych kategoriach niż tylko jako sąsiad. Matt rozsiadł się wygodnie w salonie uważnie lustrując moją sylwetkę, kiedy usiadłam obok niego.
-Dlaczego do mnie przyszedłeś?- starałam się, żeby w moim głosie nie było słychać tej nuty nadziei, że może mu zależy, skoro odwiedził mnie po pracy.
-Spencer mnie przysłał. Martwi się o Ciebie. Zresztą, ja też. –poczułam się wielka. Martwił się o mnie! Nie obchodziło mnie to , że powiedział to nieco obojętnie, jak na faceta, któremu zależy. Ja byłam przekonana, że mu zależy!
-Po prostu… Adam, ten praktykant, to były facet mojej przyjaciółki, okropnie potraktował i emocje wzięły górę, nie chciałam mieć z nim nic do czynienia, bo to nie wróżyłoby dobrze zarówno dla naszych projektów, jak i dla jego praktyki. Wiem, zachowałam się jak idiotka, ale rozumiesz… jestem kobietą. Spencer jest na mnie wściekły? –kłamałam. Znowu oszukiwałam siebie Matta. Nie mogłam mu jednak powiedzieć prawdy. Nie chciałam, żeby znał.
-Spencerem się nie przejmuj, jakoś go ugłaszczemy. Wiesz, ja też nie lubię tego cała… Adama. –Matt wymawiał jego imię z wyraźną pogardą, zaczynałam się zastanawiać, czy chłopak nie powiedział mu o tym, co zaszło ostatniej nocy przed klubem między mną, a tym cholernym praktykantem.-Tak brutalnie przerwał nam naszą naradę… Pamiętasz? Rozmawialiśmy właśnie o ubraniach, konkretnie o Twoich ubraniach.-Chłopak zbliżył się do mnie na odległość kilku milimetrów, a jego dłoń momentalnie znalazła się na moim kolanie i… zmierzała wyżej. Złapałam go za rękę i zdecydowanie zabrałam z mojego uda, do którego ta zdążyła już zawędrować. Mark miał rację. Cierpię na własne życzenie. Matt doskonale wiedział, że nie potrafię mu odmawiać i, kiedy tylko miał ochotę przypominał sobie o moim istnieniu. A ja jak głupia, zawsze mu ulegałam, bo chociaż wtedy miałam świadomość, że przez chwilę jest mój. Po dokaniu tej jakże szybkiej analizy własnej osobowości wstałam z miejsca i poprawiając spódnicę, przyjęłam profesjonalny ton przyszłej prezenterki wiadomości.
-Wydaje mi się, że prace nad tym reportażem powinniśmy zacząć od rozmowy z ludźmi. Tak naprawdę nasz projekt będzie przecież dotyczył mieszkańców miasta.-Wygładziłam ostatnie wygniecenie na spódnicy i spojrzałam na Matta -A nie mnie.
-Zaczynasz ze mną pogrywać Kate, nie podoba mi się to.
-Mi też się nie podoba twój przedmiotowy sposób, w jaki mnie traktujesz. Ktoś otworzył mi dzisiaj oczy, bawisz się mną. –Zaczynałam mówić co czuję, wiedziałam, że raczej nie zwiastuje to niczego dobrego, ale skoro powiedziałam A, to musiałam powiedzieć B.
-Wydawało mi się, że to nasza wspólna zabawa. –Chłopak zaczynał być wyraźnie zmieszany całym zajściem, a w szczególności chyba moją postawą.
-Gdybyś przyszedł w piątek, kiedy cię zapraszałam, pewnie powiedziałabym, że masz racje i wszystko potoczyłoby się po twojej wspaniałej myśli. Ale dla Ciebie ważniejszy był twój pieprzony samochód! A wiesz dlaczego? Bo dobrze wiedziałeś, że i tak będziesz mógł przyjść na drugi dzień i dostaniesz to , co chcesz. Pomyliłeś się. Pokazałeś mi, o co Ci naprawdę chodzi i co jest dla Ciebie najważniejsze. Jesteś płytki i nieodpowiedzialny! Szczerość wobec Matta pozwoliła mi na uwolnienie wszystkich negatywnych emocji, byłam teraz naprawdę zła i krzyczałam na niego. Facet moich marzeń siedział właśnie na mojej kanapie, a ja stałam nad nim i krzyczałam na niego wytykając mu wszystkie błędy.
- Nie mam pojęcia, kto ma na Ciebie taki wpływ, ale pozdrów go ode mnie. Wystarczy powiedzieć Ci kilka słów, a ty zaraz tańczysz jak ktoś Ci zagra. –Wstał i podszedł do mnie uśmiechając się pod nosem.- Strasznie mi Cię szkoda. Tak łatwo jest Tobą sterować, owinąć Cię wokół palca… -Matt ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie, co ja zresztą odwzajemniłam nie opierając się ani przez chwilę. Jeszcze przed sekundą go nienawidziłam, teraz znów byłam gotowa zrobić dla niego wszystko. –Więcej asertywności, Kate.
Po tych słowach wyszedł z mojego mieszkania zostawiając mnie w stanie totalnej rozsypki. Nie wiedziałam, kto miał rację. Z jednej strony, prawie uwierzyłam Markowi, z drugiej, jednak wydawało mi się, że może Matt też miał rację. Co jeśli oni wszyscy mną sterowali? Matt, za każdym razem, kiedy w perfidny sposób się do mnie dobierał, a ja mu na to pozwalałam, ale i Mark, kiedy zaczął prawić mi moralizatorskim tonem wykład o błędach jakie popełniam, żeby zwrócić moją uwagę na jego wyidealizowaną osobę… Usiadłam na kanapie, czułam jak łzy znów napływają do moich oczu. Byłam zagubiona. Spojrzałam na komórkę, która właśnie oznajmiła, że otrzymałam wiadomość:

„PS. Nie martw się o pracę, usprawiedliwię Cię jakoś przed Spencerem. Matt.



_______________________________________________________
prolog w połowie opowiadania:

A właściwie, geneza jego powstania. Za niecały już miesiąc matura (brrr...), moim tematem ustnym na języku polskim są kobiety w literaturze. Siedziałam sporo w książkach o tej tematyce, i jakoś tak pewnego razu mnie wzięło na stworzenie czegoś od siebie... Tak właśnie powstała Kate i cała ta jej zakręcona historia. Póki co w jej życiu pada deszcz, ale słońce zawsze świeci, tylko nie zawsze je widać. :) Kiedyś i ono się tu pojawi.
Wesołych świąt!

PS. zapraszam na
http://www.bottom-of-the-heart.blogspot.com/ dziewczyna pisze świetne wiersze o współczesnych nam wszystkim tematach, problemach i rozterkach, w dodatku mobilizuje mnie do pisania tutaj :)

2 komentarze:

  1. o jejkuu!!!! dziękuje Ci bardzo..nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne, ze ktoś czyta moje wiersze, ze komus sie podobają, a wgl...ze kogos inspirują!!!???
    a jeszcze niedawno myslałam..ze powinnam zamknąc mojego bloga, bo sie tylko ponizam, a tu prosze!!!


    Jeszcze raz baardzo dziękujee..;** xD

    OdpowiedzUsuń
  2. co do rozdziału... to nie bede sie powtarzac ze piekny..bo moze zemdlec czlowieka takie słodzenie!

    Ale musze powiedziec! Znowu mnie wciągnęłaś i znowu bede czytac po 5 razy zamiast czytac Potop
    Tak jak mówiłaś..Kate ma spooore zawirowanie..no ale jakby wszystko było takie słit..to by nie dosc zeby było mało prawdopodobne to mało ludzi by czytało..wiec musi sie cos dziac..xD
    I znowu bede rozmyslac przez kolejny tydzien co tam znowu wykombinuje Kate w kolejnej czesci...


    PS. Matt to SWIINIAAA..ale to juz kazdy wie ;D

    OdpowiedzUsuń